sobota, 30 maja 2015

#56 Harpagan

"Wolnością odkupić winy jak wina..."



- Mariusz opowiedz mi historię.
- No to Halinko słuchaj.
Szedłem sobie po lesie. Dzień taki bardziej zwykły. Było jasno, nie burzowo, zachmurzenie małe ale nie bezchmurne. Zbieram sobie huby z drzew i muchomory na obiad dla dzieci. I nagle kurna jak nie potrąci mnie jeden dzik. Biegł jak ogłupiały, chyba przed żoną uciekał. Wleciał we mnie debil ja się przewróciłem a on do mnie czy nic się mi nie stało. A ja mówię, że nie specjalnie no ale pytam go po kiego grzyba tak biegnie a on do mówi no właśnie tak. No to żem się zdziwił. I się go pytam skąd wie, że kie grzyby jeszcze rosną. A on mówi, że rosną rosną tylko trzeba wiedzieć gdzie i mnie zabrał tam. I razem poszliśmy po kiego grzyba. Pyszny był.
- Co to za harpagan. Opowiedz jeszcze.
- No o słuchaj to.
Widzę raz jak idę ulicą człowieka. To znaczy dużo ludzi no ale skup się na tym jednym. Wiesz o co chodzi. Idzie sobie spokojnie dostojnym krokiem. Ubrany był ładnie w bardzo drogi garnitur, niósł skórzaną równie drogą jeśli nie droższą teczkę w ręku zapinaną na złotą klamrę. Widać było, że wszystko zrobione na specjalne zamówienie i sprowadzane najprawdopodobniej z północnego-zachodu. Podszedłem bliżej gdyż zachęcała do tego działania jego aparycja. Pachniał dobrze. Nie było czuć potem a sam kosztowny perfum. Wtedy też rzuciłem okiem dokładnie na jego obuwie. Porządna jelenia skóra. Skarpetka też się wychylała markowa 100% bawełna nie jakieś syfy. Czuć było piniądz. I podchodzi do niego mały chłopiec i mówi, że pani w sklepie nie chciała mu sprzedać oranżady, którą chciał. Dostojniak się wściekł, zaczął wykrzykiwać, zerwał z siebie drogi garnitur rozrywając go na strzępy i wbiegł do sklepu. Wziął kasjerkę za szmaty i powiedział, że ma sprzedać małemu chłopcu oranżadkę. Ta nadal odmówiła. Wkurff jego już sięgnął zenitu. Rozpieprzył cały sklep gołymi rękoma po czym powiedział do chłopca idź am obok. A chłopiec do niego dobrze proszę pana. To nie był jego syn. Gościu wziął teczkę i poszedł dalej prawie goły w strzępach garnituru na sobie.
- Co to harpagan. Opowiedz jeszcze.
- Dobrze Halinko ale to już ostatnia. Słuchaj uważnie.
To było pewnego letniego dnia na obozie. Było to w puszczy. Zakomażenie było tam okrutne. Całe dnie zwiedzania. Krajobrazy były naprawdę piękne. Czasem staliśmy i nie mogliśmy oderwać wzroku od niektórych ślicznych rzeczy. O wszystkim to można by naprawdę długo opowiadać bo tego był prawdziwy ogrom. Zwierzyna taka egzotyczna, że jeszcze większości to nawet na zdjęciach nigdzie się nie dało widzieć. No ale po dniu zwiedzania każdym w końcu zawsze trzeba było iść spać. I tu sobie przypomnij o zakomażeniu. Gorąc nawet w nocy piekielna. Trzeba było otwierać okno co by się trochę wietrzyło. No i raz okno otworzył Norbert. I cep nie opuścił moskitiery. Tyle komarów mieliśmy w domku, że masakra. Chmary Halinko, czarno było w środku. Od utraty krwi byliśmy bladzi.
- Co to za harpagan. Opowiedz jeszcze Mariuszku.
- O nie Halino. Trzeba sobie dozować przyjemności.
- Och no trudno. Ale jeszcze kiedyś mi opowiesz tak?
- No pewnie.
- To wspaniale.
- Oczywiście.