sobota, 30 maja 2015

#56 Harpagan

"Wolnością odkupić winy jak wina..."



- Mariusz opowiedz mi historię.
- No to Halinko słuchaj.
Szedłem sobie po lesie. Dzień taki bardziej zwykły. Było jasno, nie burzowo, zachmurzenie małe ale nie bezchmurne. Zbieram sobie huby z drzew i muchomory na obiad dla dzieci. I nagle kurna jak nie potrąci mnie jeden dzik. Biegł jak ogłupiały, chyba przed żoną uciekał. Wleciał we mnie debil ja się przewróciłem a on do mnie czy nic się mi nie stało. A ja mówię, że nie specjalnie no ale pytam go po kiego grzyba tak biegnie a on do mówi no właśnie tak. No to żem się zdziwił. I się go pytam skąd wie, że kie grzyby jeszcze rosną. A on mówi, że rosną rosną tylko trzeba wiedzieć gdzie i mnie zabrał tam. I razem poszliśmy po kiego grzyba. Pyszny był.
- Co to za harpagan. Opowiedz jeszcze.
- No o słuchaj to.
Widzę raz jak idę ulicą człowieka. To znaczy dużo ludzi no ale skup się na tym jednym. Wiesz o co chodzi. Idzie sobie spokojnie dostojnym krokiem. Ubrany był ładnie w bardzo drogi garnitur, niósł skórzaną równie drogą jeśli nie droższą teczkę w ręku zapinaną na złotą klamrę. Widać było, że wszystko zrobione na specjalne zamówienie i sprowadzane najprawdopodobniej z północnego-zachodu. Podszedłem bliżej gdyż zachęcała do tego działania jego aparycja. Pachniał dobrze. Nie było czuć potem a sam kosztowny perfum. Wtedy też rzuciłem okiem dokładnie na jego obuwie. Porządna jelenia skóra. Skarpetka też się wychylała markowa 100% bawełna nie jakieś syfy. Czuć było piniądz. I podchodzi do niego mały chłopiec i mówi, że pani w sklepie nie chciała mu sprzedać oranżady, którą chciał. Dostojniak się wściekł, zaczął wykrzykiwać, zerwał z siebie drogi garnitur rozrywając go na strzępy i wbiegł do sklepu. Wziął kasjerkę za szmaty i powiedział, że ma sprzedać małemu chłopcu oranżadkę. Ta nadal odmówiła. Wkurff jego już sięgnął zenitu. Rozpieprzył cały sklep gołymi rękoma po czym powiedział do chłopca idź am obok. A chłopiec do niego dobrze proszę pana. To nie był jego syn. Gościu wziął teczkę i poszedł dalej prawie goły w strzępach garnituru na sobie.
- Co to harpagan. Opowiedz jeszcze.
- Dobrze Halinko ale to już ostatnia. Słuchaj uważnie.
To było pewnego letniego dnia na obozie. Było to w puszczy. Zakomażenie było tam okrutne. Całe dnie zwiedzania. Krajobrazy były naprawdę piękne. Czasem staliśmy i nie mogliśmy oderwać wzroku od niektórych ślicznych rzeczy. O wszystkim to można by naprawdę długo opowiadać bo tego był prawdziwy ogrom. Zwierzyna taka egzotyczna, że jeszcze większości to nawet na zdjęciach nigdzie się nie dało widzieć. No ale po dniu zwiedzania każdym w końcu zawsze trzeba było iść spać. I tu sobie przypomnij o zakomażeniu. Gorąc nawet w nocy piekielna. Trzeba było otwierać okno co by się trochę wietrzyło. No i raz okno otworzył Norbert. I cep nie opuścił moskitiery. Tyle komarów mieliśmy w domku, że masakra. Chmary Halinko, czarno było w środku. Od utraty krwi byliśmy bladzi.
- Co to za harpagan. Opowiedz jeszcze Mariuszku.
- O nie Halino. Trzeba sobie dozować przyjemności.
- Och no trudno. Ale jeszcze kiedyś mi opowiesz tak?
- No pewnie.
- To wspaniale.
- Oczywiście.

czwartek, 28 maja 2015

#55 Trauma

"Naucz się przeżywać to czego ktoś nie umie..."



Och jakie wspaniałe kolorowe łąki. Nigdy nie widziałem czegoś równie superowego. Nie wiedziałem, że świat może być tak cudowny. Nawet za moim wspaniałym domem nie ma takich pięknych widoków. Ojej czy to mała słodka żelka o smaku radości leży na tym stoliczku? Tak to mała słodka żelka. Zjem ją. Jaaa pojawiła się druga. Jak wspaniałe jest to. Oooo pojawiają się cały czas ale się najem żelek. No najwspanialsza chwila w życiu. Nie wiem gdzie jestem ale jest ślicznie i radośnie. O nie! O nie! Co ta za potwór!? Czemu niebo zrobiło się ciemne? Boje się boję się strasznie. To chce mnie pożreć. Idź sobie potworze nie możesz mnie zjeść! Aaa co to za koszmar. Idź sobie powiedziałem i koniec! Czemu chcesz mnie zjeść? O nie. Mamo! Mamo! ... Jej to chyba był tylko sen ale i tak się boję jest ciemno. Mamo! Mamo! Mamo! Mamo? Mama! Czemu mama nie idzie, co się dzieje? Ja się boję. Mamusiu! Mamusiu! ... Muszę zobaczyć co się dzieje z moją mamą może potwór coś jej zrobił. Ale w domu jest tak ciemno. Muszę iść. Nic złego tu nie ma, to tylko strach. A jeszcze raz nie zaszkodzi. Mamo! ... Niestety. Muszę być dzielny. Idę. Nienawidzę ciemności, tu może być wszystko. Mamusiu czemu mi to robisz? Czemu do mnie nie idziesz? Czemu muszę iść sam gdy tak bardzo się boję? Nigdy mi tego nie zrobiłaś. Już idę. O nieee! Nie ma rodziców! Gdzie oni są!? Jak to!? Czemu nie ma ich w łóżku, dlaczego oni nie śpią!? Gdzie oni sobie poszli? Czemu mnie zostawiliście? Boję się być tu sam! aaa Dobra nie mogę biegać, krzyczeć i płakać. Rodzice mnie zostawili muszę iść i ich gdzieś znaleźć. Czemu oni mi to zrobili!? Nie można tak robić! Jestem w pidżamie nie mogę tak wyjść. Gdzie mama trzyma moje rzeczy? Muszę je znaleźć. No tak szafa! Ale co ja mam ubrać, nie wiem nawet co powinienem założyć. No dobra jest jakiś dżins, bluzka, dżinsowa kurtka. Dobra wszystko gotowe. Potrzebuje jeszcze butów i mogę wyjść. Czemu oni mnie zostawili? Gdzie są buty? Dobra biorę te. Nie umiem wiązać! Nieważne ja muszę iść! O nie drzwi są zamknięte, jak to się otwiera? Przekręcić zamek, no dobra. Wychodzę. Nie nie! Czemu dalej są zamknięte!? Mamo dlaczego mnie tu zamknęliście!? Czemu wy mi to robicie!? Co ja wam takiego zrobiłem!? Chce stąd wyjść! Gdzie wy jesteście!? Jak może was nie być!? Jestem waszym synem! Dobra uspokój się. Najważniejsze to spokój. Może wrócą. Może o mnie nie zapomnieli. Przecież nie zrobiłem nic złego. Ale jestem zasmarany. Co mogę tu robić? Hmmm? Czemu nie mogę przestać płakać. Panikuję. Nie mogę przestać panikować. To dla mnie nie zrozumiałe. W życiu mi tego nie zrobili. Dobra spokojnie. Włączę sobie telewizor. Ściągnę buty. Nie! Nie mogę! Muszę być w gotowości. No nie mogę przestać płakać. Dobra gdzie jest pilot? Jest. Telewizor. Na pewno będzie coś w nim lecieć. Dlaczego mnie tak zostawiliście? Dobra spokojnie. Lecą bajki. Co mu tu mamy? No dobra różowy pies. Trochę to straszne. Ujdzie. Byle nie płakać, byle nie płakać. Nie mogę to za trudne! Dobra oglądam. O drzwi się otwierają. O nie a jak to nie rodzice? Co ja wtedy zrobię ktoś mnie porwie jest ciemno. A nie to rodzice.
- Mamo! Czemu wy wyszliście?
- Nie płacz. Spałeś wyszliśmy tylko na chwilkę. Przepraszam.
Jestem na nich wściekły a jednocześnie tak radosny, że znowu ich widzę, że i tak się przytulę.
- Dobrze, że jesteście.
- Ciocia ma świnkę. Jutro też zobaczysz.
- Fajnie.

wtorek, 26 maja 2015

#54 Zmiana

"Wyskokowość potraw kluczem do uniesień..."



Witam was świetnie, mam na imię Marzena. Normalnie jestem bardzo zamkniętą i skrytą osobą. Mieszkam przy ruchliwej ulicy pełniej miejskiego smrodu i straszliwego zgiełku. Co chwila tu jakieś awantury, sąsiedzi też o kan dupy roztrzaskać. Chce przyprawę pożyczyć to już wole jałowe spożyć niż zapytać czy pożyczą. No normalnie takie tępe krowy, że aż się żyć koło nich odechciewa nie kiedy a ostatnio to właściwie zawsze. Bym się przeprowadziła no ale o tak nie jest, trzeba mieć żetony na przeprowadzkę a pracy aż tak dobrze płatnej nie mam to żetonów nie brakuje ale no jak bym na jakieś lepsze lokum chciała iść to już by pewnie trzeba było trochę się bardziej ograniczać i zacząć świstać sobie przy dupie batem co by jakoś wyżyć. Budu i tego smrodu bym się pozbyła wreszcie. Dobra nie ma co gadać nie stać mnie na to i koniec. No ale dziś właśnie choć zwykle tego nie robię chciała ja się podzielić wspaniałą nowiną. Pierwszy raz poczułam, że żyję od kiedy mieszkam w tym syfiastym rewirze. Dzień się zaczął jak co dzień właściwie to znów nie chciałam wstawać no i byłam od rana ostro wkurzona na mojego sąsiada rypiącego tą swoją do luftu muzykę nawet w nocy na pełen zycher. No i nagle jakby coś mną tąpnęło. Nie tak dosłownie a raczej tak umysłowo. I spadła lampa. Tak po prostu ze stolika nagle trach. I przyszedł sąsiad. No to wtedy już wiedziałam czemu. Tak dawno go nie widziałam a ten grubas tak się roztył, że blokiem drży aż. I do niego mówię.
- Witam, czego?
A on jak nigdy z takim sztucznym uśmieszkiem.
- Dzień dobry. Ja miał bym taką prośbę malutką. Tłuszczu do smażenia jak by miała pani troszeczkę pożyczyć. Bo się mi nagle skończył a chciałem sobie jajeczniczkę na śniadanko upichcić na boczku.
Zamurowało mnie. To ja tu się do nikogo nie odzywam. Nawet jak chce kanapkę posolić a nie mam czym to nie idę a ten tu nagle do mnie po tłuszcz. Nie wiedziałam co mam zrobić. No ale pomyślałam, że przecież ja tu jedyna normalna nie zniszczona jestem i może mój czyn coś zmieni w kontaktach międzyludzkich w tym molochu. Poczułam jakąś swoją moc. Jakiś dar, jakieś przeznaczenie. Pierwszy raz w życiu miałam wrażenie, że rzeczywiście mogę coś zmienić w ludziach. Być może małymi kroczkami można zmienić cały świat na lepsze. Zawsze uważałam, że nie warto się tu do nikogo odzywać, że z tych ludzi już nic nie będzie. Ale nie teraz. Stałam jak zamurowana i patrzałam się na niego. Rosła we mnie radość. Zaczynała mnie rozrywać siła do zmiany. Chciałam już dać mu ten tłuszcz. Nie miałam wątpliwości. Ja cicha myszka, która nienawidziła swojego otoczenia nagle odnalazłam swoje przeznaczenie. Zmieniać świat na lepsze. I jak pomyślałam tak zrobiłam. Ruszyłam do działania.
- Oczywiście, że panu pożyczę panie...
- Rafale
- ...panie Rafale. Dam panu cała kostkę margaryny bo akurat mam kupioną.
- Ojej dziękuję pani bardzo tak własnie marzyłem, żeby było bardzo tłusto.
- No to będzie miał pan tłuściuteńko jak u babci. Proszę bardzo.
- Rety. Dziękuję, dziękuję, dziękuję!
- No no ale niech pan nie podskakuje lepiej.
- Dobrze, dobrze idę smażyć. Ale będzie pysznie. Dziękuję do widzenia.
- Tak do widzenia, smacznego!
No i właśnie po tym sobie uświadomiłam, że nie ma takiej złej rzeczy, której nie należy spróbować zmienić. Wszystko zasługuje na naprowadzenie na dobrą drogę. Czasami ludzie nie są do końca źli tylko zagubieni. Warto więc walczyć dla dobra całego świata. Mam nadzieję, że to się mi uda. Nawet jeśli zmienię tylko sąsiadów to już i tak będę spełnioną i szczęśliwą osobą.

niedziela, 24 maja 2015

#53 Abraham

"Rymowalność sukcesu ostoją przed burzą stojącym..."


Boskie to przygody bez bólu, cierpienia.
Chwałą okadzone z krztą krwi odrodzenia.
Wyśpiewane pieści zapadły w pamięci,
Niewolą z okrucieństwa popadły w niej dźwięki.
Zakrzywiona droga w bólu się prostuje,
Organizm pocięty za prawdą protestuje.
Wykrwawia się w smutku zdychając powoli,
I krzyk słychać straszny jakby dobrej woli.
Nasycone krwią zastygłe bandaże,
Jak maska kryją cierpienne ołtarze.
Przykrością marskością obeschłej wątroby,
Rychło bezlitosne zaczynają łowy.
Znalazca proszony o zwrot przedmiotu,
O ścianę rzuca swym ciałem w popłochu,
Kolejna śmierć radością odbita,
Gdy prześmiewczo się o zdrowie pyta,
Walecznie majestat oddając panu,
Przesuwać ściany bez żadnych zmian stanu.
Za grzechy nie umrzeć by dalej grzeszyć,
Spoczywać w nadziei, że serce się leczy.
W smutku radością odnaleźć marzenia.
Dojść do celu przez śmierć stworzenia.
Poddać się widząc bezradność,
Pomóc swym życiem innym je kradnąc,
Działać dobrze w najgorszej ze spraw,
Nie wiedzieć nieszczęścia w dobrobycie mas.
Kochać nawet nie będąc kochanym,
Gdyż trzeba zabijać nie będąc zabijanym.
Opluwać krwią twarz przeciwnika,
Śmiać się najgłośniej gdy wróg się potyka,
Rzucić się pod koła w imię miłości,
ratując to co kochasz dla dobra ludzkości.
Nurkować nie biorąc ze sobą buli,
by w przyszłości uniknąć życiowej kłótni.
Zaskarbić się w łoju nie będąc w pokoju,
Kołysząc domem nie mieć nastroju,
Bawić się zwierzem przed jego zabiciem,
Nie myśleć w ogólne przy składaniu życzeń.
Odczuwać ból nawet w przyjemności,
Żeby się żyło jak w raju boskości.

sobota, 23 maja 2015

#52 Woda

"Wybacz gdyż to stworzenie nie wie co czyni..."



Projektując moje życie chyba zbyt pochopnie podszedłem do tematu. Byłem romantykiem. Nocne wypady, kąpiele w basenie, dużo zjeżdżania do wody. Lubiłem basen bo pozwalał mi przez chwilę choćby poczuć się jak inne stworzenie. Bycie w wodzie to bardzo duża zmiana otoczenia. Normalnie nic ciężkiego nie osacza cię z każdej strony a z wodą tak jest. Przygniata cię od góry, wypiera od dołu i naciska na ciebie od każdej strony. Z początku to przerażające. Gdy nurkowałem pierwszy raz przypomniało mi się życie płodowe. Naprawdę żałuje, że mam tak dobrą pamięć. Nie chcielibyście pamiętać jak skulenie ledwo możecie się ruszyć zatopieni w jakieś cieczy i karmieni przez jakąś rurkę jak warzywo bezpośrednio dobrzusznie. Nic ciekawego i jeszcze marudzą, że kopie. No ja się pytam no jak nie kopać jak już nie wyrabiasz i oprócz majdrania tą rurką do jedzenia to twoje jedyne zajęcie. Straszna lipa. Wiesz jak głośno ktoś musi włączyć muzykę żebyś ją tam usłyszał? Nawet nie pytaj. No ale z czasem się przyzwyczajasz do naporu wody na basenie i wtedy to już tylko czysta przyjemność obcowania z wodą. Ciężko to nawet jakoś czym innym zastąpić. Jak w twoim mieście nie ma basenu to weź se kup taki na podwórze dmuchany albo se wykop jak masz pieniądz. Nie żałuj bo to naprawdę musi być. Jak tego posmakujesz to zrozumiesz jak woda może jednocześnie zapewnić ci życie gdy ją pijesz i jednocześnie zapewnić hektolitry świetnej zabawy gdy się w niej będziesz taplać. Najlepsze jest nurkowanie. Kup se taką rurkę i gogle jak nie masz wtedy jest tak, że o ja pierdziele. No a po basenie się trzeba wytrzeć nie to ręcznik też zakup najlepiej taki co dobrze chłonie a nie takie zleżałe gówno z domu bierz bo chyba nie chcesz się tam potem godzinę wycierać tym syfem. Tam się płaci za czas do cholery nie marnuj go. Tylko też nie popadaj w skrajności i nie wychodź mokry na slipach bo taki Kuźniar całkiem to też nie bądź. Trzeba mieć umiar weź to zapamiętaj. Umiar to jest wiesz dar od Budowniczych to go szanuj. I jak masz dobry ręcznik to wychodzisz elegancko suchutki wykąpany, wymyty i możesz śmigać dalej. A po basenie wypadało by coś przekąsić. Ale coś porządnego bo na jakieś pierdy to możesz iść zawsze. Wybierz dobrą restaurację. A najlepiej nie wybieraj i idź po prostu do Fernando bo tam jest porządnie a nie jakaś mauretania jak gdzie nie gdzie po kątach. Wedy idziesz do Fernando mówisz, że ja poleciłem. Pamiętaj żeby to powiedzieć to będziesz miał taką strawę, że do jutra będziesz się cieszył. Powiesz Fernando, że byłeś na basenie i chcesz coś co by pasowało po basenie. I on ci tak zrobi, że nie ma po prostu porównania z niczym. Lepiej nigdy nie zjesz. I tak to wygląda. Atrakcje związane z wodą. Cieczą życia. Spójrz jaka jest uniwersalna. Możesz ją pić, możesz w niej pływać, możesz ją nawet podgrzać i mieć wrzątek. Tylko nie lej go nikomu na twarz. Możesz się myć w wodzie. Myj się myj. Szanuj wodę bo lepszej cieczy nie znajdziesz nigdzie. Ty mówisz sok tak? No to weź zajrzyj w jego skład dobra. Pamiętaj H2O rulezz!

czwartek, 21 maja 2015

#51 Wędrówka

"Odnalezienie cienia przez zagubienie ciała..."



Dawno dawno temu jakoś tak może bardziej w zeszłym tygodniu już nawet to by było. Poczułem się niezwykle samotnie w fortecy. W sumie nie wiem czemu bo otaczało mnie mnóstwo ludzi a w nich nawet mnóstwo znajomych, z którymi mogłem porozmawiać. Mimo tych rozmów wewnątrz mnie panowała jednak bardzo przygnębiająca cisza. Zdawało mi się, że ta cisza może mnie w końcu pochłonąć jak czarna dziura światło i już nigdy nie wypuścić. Była to rzecz zarówno piękna jak i przerażająca. Ilekroć miałem ochotę się wyciszyć nie miałem jak się okazuje ochoty na aż tak całkowite wyciszenie. Dźwięki niby do mnie docierały, byłem wstanie uczestniczyć w rozmowie. Przeżycie to było bowiem czymś głębszym niż pozory mogły wskazywać. Tu nie chodziło o nie słuchanie. Tu nie chodziło i nie odbieranie dźwięków. Tu chodziło i ciężką wewnętrzną ciszę. Mimo zewnętrznie utrzymywanego kontaktu wewnętrznie byłem tylko ja i moje myśli nie wypowiadane nagłos i nie zaburzające ciszy. Absolutnej ciszy. Totalnej i cholernie nie zdrowiej ciszy. Ciszy, która bez problemu może cię zabić swoją pieprzoną bezczelnością i brakiem zahamowań. Nie dającej ci ani sekundy wytchnienia, wychylającej się ponad każdy dźwięk w milczeniu go zagłuszając. Nie do kurwa pojęcia. I nie mogłem już słuchać tego wewnętrznego harmidru. Wiecznie przekrzykującej się ciszy. Rozbijającej się o twoje wnętrzności i niszczącej je niczym stalowi religijni terroryści dwie wierze. Każdy dźwięk wpadający w ciszę to ból, którego nie da się opisać. Rozrywa cię od środka jak granat, czymkolwiek jest granat. Właściwie to piekło na zimno i wybuch na cicho. To jak umysłu człowieka. Nie jestem silny nie dałem rady. Uciekłem. Wybiegłem. Oddaliłem się. Owinąłem twarz skórzaną szmatą. Nie chciałem słyszeć, nie chciałem mówić, nie chciałem mieć żadnego kontaktu. Czułem jak zamarzam wewnątrz własnego ciała. Wybiegłem tak daleko na oślep, że słyszałem już tylko własny oddech i bicie serca. Dźwięki te również zadawały ból zatapiając się w ciszy. W porównaniu jednak do bólu jaki czułem żyjąc między ludźmi był on niczym. Przyzwyczaiłem się do cierpienia. Nie myślałem już nawet o niczym. Pomyślałem już o wszystkim. Doszedłem do wniosku, że moje życie właściwie nie ma sensu ale i tak da się żyć. Nie czułem się lepiej. Cisza zdawała się stawać coraz głębsza. Były momenty, że miałem wrażenie jakbym ją słyszał. Dźwięku tego nie nazwę ale wiem, że to dźwięk największego bólu. Poznałem go. Nie wiem czemu ja. Ale poznałem ten dźwięk. Nigdzie go nie usłyszysz. Nigdy nie usłyszysz go z kogoś. To musi być dźwięk twojej bezradności. Nie wiem czemu ale zdawało mi się, że trzeba przed nim uciekać więc biegłem dalej. Nie otwierałem oczu tylko biegłem. Nie bałem się bo bieg w nie znane to nic strasznego w porównaniu do tego dźwięku. I w końcu przyszło wybawienie. Przytuliła mnie jakaś kobieta i nagle cisza zniknęła. Wtedy mimo, że wokół nadal nic wydobywało dźwięków było dla mnie strasznie głośno. Kobieta poszła a ja stałem bo kroki nadal zdawały się być za głośne. I tak minęło sporo czasu. Teraz jest normalnie. Mogę iść ale, w którą stronę to ja nie mam pojęcia. Pewnie już nigdy nie wrócę. Szkoda bo tu nie ma żadnego jedzenia. No nic nie zostało tylko umrzeć. Dzięki ciszo no naprawdę o niczym innym kurwa nie marzyłem, nie mogłaś mnie przytulić jeszcze zanim wybiegłem z fortecy kobieto. Weź u może wróć co i mi pomóż co!? Ja pierdole no umrę tu! Co to ma być ja się pytam! Halo, czy ktoś tu może jest!? Ja jebie co to za zadupie. Nie no już jest po mnie, nawet iść nie mam siły. No to pa. Umieram. Tu umarł Amber Posiłek. No na pewno ktoś mi to tu postawi mhm. Dobra ni ma co. Dobranoc.

wtorek, 19 maja 2015

#50 Pustka

"Nalewając pamiętaj by przestać..."



Zadaj sobie pytanie. Gdzie podziało się prawdziwe słońce? Gdzie słońce z tamtych lat? Nie ma na nie odpowiedzi. Narzucają się jednak dwa pewne słowa. Kraina Ciemności. Przyczyna problemu jest zatem pewna. Od dawna zapowiada się walka. Co jednak się dzieje? Nic się nie dzieje. Czemu? Z Bomim dzieje się coś dziwnego. Minęło już tyle czasu od naszej pierwszej rozmowy na temat sztucznego słońca i spisku ciemnych. Gdy mi o tym powiedział, gdy powiedział, że to ja będę miał walczyć myślałem, że to już, że walka czeka mnie za chwilę. Czas jednak mijał, ja nie wiedziałem co mam ze sobą zrobić. Nie wiedziałem gdzie mam znieść jajo. Czekałem i czekałem. Nic się działo. W końcu zwinęliśmy tą pieprzoną miksturę wiedźmie co miało przyspieszyć badania tego sztucznego słońca i pomóc w obmyśleniu sprytnego planu na tę walką. I tak do tej pory nic się nie stało. Tylko czemu? Bomi był przerażony gdy mówił mi o odkrytym zagrożeniu. Wskazywało to, że zacznie działać szybko, a on nie spieszy się wcale. O ile w ogóle coś w tym kierunku robi. Jego podejrzane zachowanie mnie niepokoi. W szczególności to dziwne jego dziwne kręcenie i plączący się język w momencie gdy pytam o paczkę dostarczoną przez człowieka z łodzi. On nigdy taki nie był a tutaj ewidentnie coś ukrywa. No ale dobra może nie chce o tym mówić. Tylko czemu ostatnio w lesie nie powiedział ani słowa o naszej misji. Nawet przez chwilę nie poruszył tematu ratowania fortecy i sztucznego słońca. Mam dziwne wrażenie, że on o tym zapomniał. Jego dziwne zachowanie daje mi dziwne poczucie, że sztuczne słońce i żadne zagrożenie ze strony ciemnych nawet nie istnieje. Nie mam pojęcia czemu Bomi miał by to wszystko wymyślić, czemu miał by mnie straszyć. Jedyne co przychodzi mi do głowy to, że chciał bym dął mu spokój. Kiedyś widywaliśmy się codziennie. Teraz po tej akcji prosił bym dał mu czas żeby mógł w spokoju i samotności obmyślić plan działania. Jak tak też uczyniłem. Nie przeszkadzałem mu. Strasznie się niepokoiłem, nie mogłem się doczekać ale wiedziałem, że sprawa jest na tyle dużej wagi, że nie mogę mu przeszkadzać więc siedziałem sam ze swoimi myślami i czekałem na znak do ataku. Lecz czy ja aby na pewno dałem mu czas na badania? Bo wydaje mi się, że on wcale nad żadnymi badaniami w tej sprawie nie pracuje a zajął się czymś złym, czymś o czym nie chce mi powiedzieć i czymś w czym ja po prostu bym mu strasznie przeszkadzał. Mam nadzieję, że moje obawy są nad wyrost i Bomi mnie nie oszukał. Ale skoro nawet słońce mogło być tylko pozorne to co właściwie może być jeszcze prawdziwe. W każdym razie mimo wszystko próbuję ufać Bomimu i nadal czekam by być bohaterem. W strachu.

poniedziałek, 18 maja 2015

#49 Dziwactwa

"Nie oceniaj po okładce wnętrzności..."


- I co o nim sądzisz Bomi?
- Wydaje mi się, że na pewno jest to dziwak ale wygląda na niegroźnego.
- Masz pewność, że nasze obawy były nad wyrost?
- Edi szczerze mówiąc to nie jestem aż tak pewien. Nie można powiedzieć, że nie wygląda to podejrzanie. No ale obserwowaliśmy go całą dobę i nie zrobił nic strasznego.
- No tak po prostu żyje sobie w lesie. No ale normalne to to nie jest.
- Ale Edi. Kto teraz jest normalny?
- No wiesz w każdym można znaleźć coś dziwnego ale on jest szczególnie rypnięty.
- Może chciał uciec od innych dziwaków.
- Da się robić coś jeszcze dziwniejszego?
- Wszystko zależy od twojego punktu widzenia. Może on za dziwne uważa życie w zgiełku miasta i woli samotność w lesie i o dla niego zupełnie normalne.
- No ale większość ludzi żyje w mieście a nie samotnie w lesie więc nadal to on wypada na bardziej nienormalnego.
- Patrzysz na to zbyt płytko Edi. On na pewno nie czuje się dziwakiem i myślę, że nie powinniśmy tak na niego mówić. On po prosu żyje tak jak lubi i to jest jak najbardziej normalne.
- Jakoś ciężko mi to załapać.
- Chodzisz czasem do lasu tak?
- No chodzę.
- I zbierasz tam grzyby tak?
- No zbieram.
- No to wyobraź sobie, że dla mnie to jest na przykład dziwne. Łazić samemu po nudnym lesie i zbierać coś co można sobie kupić na bazarku. Stary też łazisz tam sam uciekając pewnie częso od tego co cię tu denerwuje.
- No tak jest.
- I widzisz może go denerwowało to już do takiego stopnia, że postanowił na dłużej zostać w lesie.
- Hmmm no może masz rację.
- Na pewno Edi. Ja nie wykluczam, że on nie jest niebezpieczny. Ale na pewno zapamiętaj sobie, że nie należy oceniać ludzi tak na pierwszy rzut oka. To, że ktoś jest dziwny nie zawsze znaczy, że jest zły. Moim zdaniem można zaufać takim osobom. To co dla ciebie może być dziwactwem dla innych może być zupełnie normalne. Nic nie jest czarno-białe Edi.
- Czyli ktoś może mieć mnie za dziwaka tak?
- Załapałeś Edi, chyba załapałeś.
- No chyba tak. Nigdy tak o tym nie pomyślałem. 
- Czasami warto poszerzać horyzonty. Dobra włączę lepiej to nagranie z lasu. Spójrz na niego jeszcze raz. Wygląda na całkiem normalnego gościa
- No włącz włącz. Pewnie faktycznie tak jest.
- Dobra odpalam. Przypatrz się mu uważnie.


sobota, 16 maja 2015

#48 Dziwak

"Ho ho ho wieczysta księga się zepsuła..."


- Siema Bomi! Jest sprawa. Musimy przejść się do lasu.
- No siema Edi! Ale po co, co jest grane?
- Zamieszkał tam chyba jakiś dziwak, wolał bym sprawdzić kim jest bo to trochę podejrzane.
- No trochę tak nie powiem. Nikt normalny nie chciał by mieszkać w tym lesie.
- Myślisz, że może stanowić zagrożenie?
- Hmmm, wszystko jest możliwe. Lepiej to sprawdzić. To robota dla nas.
- O tak! To chciałem usłyszeć. Kto lepiej zadba o bezpieczeństwo fortecy niż my?
- Nikt, a już na pewno nie nasze straże. Zbierajmy się.
- Jo, im szybciej tym lepiej.
- Wiesz dokładnie gdzie on jest?
- Dokładnie nie. Słyszałem jak ktoś tam łazi i widziałem światło żarówki ale z bardzo daleka.
- Dobra wypadamy to. Dla bezpieczeństwa wezmę kompas.
- Dobra dobra. Lepiej się ciepło ubierzmy bo kto wie czy nie spędzimy tam nocy, żeby obserwować go dłużej.
- Faktycznie, nie pomyślałem o tym. Tylko obserwując go przez dłuższy czas i pozostając niezauważeni dowiemy się co on tak naprawdę robi. Ale Edi co ty powiesz mamie?
- Powiem, że zostaję u ciebie.
- No dobra ale na twoją odpowiedzialność.
- Nie będzie problemu. Ale prawdy jej nie powiem. Stwierdzi, że to niebezpieczne.
- No raczej. To ja mojej powiem, że zostaję u ciebie. Niczego nie powinna się domyśleć i tak ostatnio udawało mi się wymykać nawet w nocy.
- Wooow hardcore. Ale po co ty to robiłeś?
- Yyyy a to nie ważne. To znaczy no ten po prosu lubię sobie połazić w nocy.
- Trochę to dziwne Bomi.
- Możliwie, ale widziałem już dziwniejsze rzeczy.
- No tak z pewnością.
- Dobra lepiej się zbierajmy. Ogarnijmy się i spotkamy się za 15 minut pod lasem.
- Ta jest agencie Bomi.
- Odmaszerować agencie Edi.
...
...
...
- Edi jesteś?
- Jestem jestem, tutaj!
- A dobra, nie widziałem cię.
- Idziem?
- No idziem. Prowadź do miejsca, w którym go usłyszałeś tam zaczniemy poszukiwania.
- No dobra. To dość daleko w las. Akurat byłem na grzybach. Chciałem nazbierać duże więc musiałem iść głębiej. Przy brzegu to już wszystko wyzbierane same małe gówna to aż się jeść ani zbierać nie chce bo się więcej naschylasz niż to warte.
- No tak tak.
- A słuchaj co było w tej paczce co odbieraliśmy z łodzi, miałeś mi pokazać coś ciekawego?
- Nooo ale nie było nic takiego zbytnio yyy to znaczy wszystko było jednorazowe do użycia i tak wiesz no tylko tak naukowo się da tego użyć, nie zainteresowało by cię to w ogóle pewnie.
- No ale tej mogłeś mi chociaż pokazać.
- Yyy no ale no nic ciekawego naprawdę nie chciałem cię fatygować same no ten no yy bzdety. Zoba jakie drzewa gęste tu.
- No gęste. Zbliżamy się.
- No i całe szczęście. Trzeba znaleźć dziada w końcu.
- No a jak. Aż strach co on może kombinować.
- Słyszysz to tej?
- No trzaski ogniska i kroki.
- No kurde musi być blisko frajer. Bądźmy jak najciszej.
- Jop. Schowajmy się za tymi krzakami bo jak nas zauważy to bez sensu będzie.
- No właśnie wskoczmy w te krzaki.
- That's what she said! hihihi
- Edi nie czas na takie żarciki.
- No wiem wiem.
- Obserwujmy go najlepiej w ciszy. Bo jak nas zauważy będzie kaplica.
- Tak. Poczekajmy tutaj całą noc zobaczmy co będzie robił.
- Dokładnie. Dobra teraz cicho potem wszystko omówimy. Nagram też film na dowód jego istnienia.
- Super pomysł. Dobra cicho.
...

czwartek, 14 maja 2015

#47 Czytanie

"Ciekawość to droga do wiedzy i bólu..."



Dziś w fortecy odnaleziono dawne nagranie wideo zarejestrowane przez nieznanego mieszkańca pod knajpą znanego w fortecy kucharza Fernando. Nagranie pochodzi za czasów rządów starej władzy fortecy, czyli z bardzo dawna. Przedstawia człowieka, który z ogromną pasją i radością delektuje się czytając kilka stron zapewne swojej ulubionej książki. Cóż w tym dziwnego zapytacie? Otóż kiedyś w fortecy czytanie było zakazane i bardzo potępiane. Nie można było kupować książek, były czymś w rodzaju dzisiejszych mikstur - najbardziej nielegalną rzeczą. Przeczytanie książki groziło nawet karą śmierci. Na nagraniu widzimy więc człowieka, który kocha książki ponad wszystko i musi przeczytać chociaż kilka kartek żeby być w pełni szczęśliwy. Warto docenić taką pasję do czytania. Człowiek ma na głowie specjalną czapkę niewidkę żeby strażą nie udało się go rozpoznać. Czy potraficie rozpoznać jego twarz? Oczywiście, że nie ponieważ jej nie widać. Takich już niestety nie produkują. Zostały zabronione w całej fortecy i już nigdy nie ujrzymy bezgłowych ludzi chyba, że kogoś z naprawdę urżniętą głową ale taki to raczej nie będzie czytał. To prawdopodobnie jedyne odnalezione do tej pory nagranie pokazujące działanie tej czapki. Będziemy szukać więcej. Szukanie historii to nasza misja, nigdy się nie poddamy, będziemy walczyć, nie zginiemy i w ogóle. Pewnie chcesz po prostu zobaczyć ten film co? Ja zaproponuję jednak jeszcze kilka aspektów do przeczytania na jakie warto uwagę zwrócić podczas oglądania. Przede wszystkim szacunek do książki. Czytelnik głaszcze książkę, a nawet ją całuje. Następnie delektowanie się każdym aspektem książki łącznie z jej zapachem poprzez wąchanie książki. Nie jesteśmy w stanie widzieć emocji na twarzy czytającego ale spójrz tylko na jego ruchy ciała. Książka pochłania go w całości, okazuje zachwyt całym swoim ciałem. To naprawdę piękne i wzruszające jak człowiek potrafi cieszyć się swoją ulubioną rozrywką mimo zakazów i przeciwności losu. Doradzam jeszcze samemu wziąć do ręki książkę i spróbować rozkoszować się nią tak jak ów nieznajomy wojowniczy czytelnik. Cieszmy się możliwością wolnego niczym nie skrępowanego czytania. Teraz śmiało obejrzyj sobie nagranie.

środa, 13 maja 2015

#46 Odwaga

"Jak się nie odważysz to zginiesz sam na łożu śmierci..."



Wreszcie nadszedł ten dzień. Musiałem to przemyśleć ale już wiem, że jestem na to gotowy. Nie ma się czego bać. Trzeba wdziać mundur i ruszyć by pozbyć się własnego, ograniczającego strachu. Kapral na pewno ma racje on nie może się mylić. Mojej decyzji dopełniło jednak wczorajsze spotkanie z Wojtkiem moim starym przyjacielem z czasów felernej podstawówki. Razem robiliśmy tam niezły bigos. Ja oczywiście już wtedy wiedziałem, że na pewno będę żołnierzem. Wojtek choć miał podobne zapędy cały czas się wahał. Ciapa tak się wahała, że jak przyszło do naboru stanąć to jeszcze nie wiedział i nadal nie wie i wciąż jeszcze mieszka z rodzicami w swoim małym dziecięcym pokoiku z pewnie najbardziej kolorową tapetą w całej fortecy. Takich kolorków już się nawet nie produkuje. Ma ją oczywiście dla tego, że nie może się zdecydować czy chce ją zmieniać, czy może lepiej sobie ją zostawić. Jego rodzice robią remont co trzy lata i cała reszta mieszkania jest już nie do poznania. A Wojtuś jak na prawdziwego hardcore'a przystało zdecydował się ostatnio na pomalowanie sufitu na biało. No oczywiście, że wcześniej też był biały ale chłopak nie wiedział czy chce zakrywać starą farbę. Jak ojciec malował o Wojtek płakał. Mama uspokajała go, że stara farba nadal tam będzie tylko, że dostanie takie ładne nowe ubranko. Wojtuś wymusił zatem zostawienie starej i brudnej farby w rogu żeby mogła oddychać no bo przecież nie można się przykrywać aż na głowę. Poznałem tą historię, gdyż właśnie o ten brudny niedomalowany róg pokusiło mnie zapytać. Niestety to nie była ostatnia rzecz, której Wojtuś nie miał odwagi się pozbyć. W zasadzie to jak by się rozejrzeć po pokoju to nie wyrzucił z niego kompletnie nic. Ale no dobra niech sobie trzyma stare zabawki, niech się nawet nimi bawi. Ja naprawdę rozumiem, że moszna się do czegoś przywiązać. Ale pech chciał, że zostałem u niego do zmroku. W pokoju zaczęło robić się coraz ciemniej, on nic z tym nie robił więc zaproponowałem, że zapalę światło. Bez zastanowienia w zasadzie wstałem i pstryknąłem pstryczkiem. Nic się nie stało. Zapytałem się go czemu światło mu nie działa. Na co odpowiedział w zasadzie z sensem chodź trochę dziwnie, że żarówki nie działają wiecznie. Po czym zrobił smutną minę. Wtedy do pokoju przyszła jego mama. To co mi opowiedziała już mnie nieco przeraziło. Otóż moi mili Wojtusiowi żaróweczka przepaliła się już jakieś 10 lat temu. I znów ta sama historia. Przepaliła się a przywiązany do tej jednej konkretnej Wojtuś nie chciał jej za żadne skarby wykręcić, wyrzucić i wymienić. Powiedział, że ona nie umarła tylko przeszła na emeryturę, bo żarówki nie umierają, i że jak by się ją wykręciło to lampa by za nią strasznie tęskniła i płakała by bo żarówka to jej adoptowane dziecko i nie moszna ich tak po prostu rozdzielić. I tu ponoć zaczął wykrzykiwać coś o strasznej brutalności ludzi wobec przedmiotów. Były jeszcze jakieś szczegóły w tej opowieści ale nie mogłem się skupić na słuchaniu bo gdy jego mama mi to opowiadała to przytulał poduszkę i coś do niej szeptał, no trochę mnie to rozpraszało. I nagle Wojtek zbił kubek. Zdążył krzyknąć "O nieeeee! To mój kubeeek!" I się rozpłakać. To był moment, w którym stwierdziłem, że czas się pożegnać bo Wojtek już tylko płakał i nie chciałem wiedzieć co będzie dalej. Płakał tak jak by zobaczył jak zabijają mu mamę. Nie mogłem na to patrzeć. Więc to spotkanie skłoniło mnie do tego, żeby się odważyć, ubrać mundur i wyjść na ulicę, na której zdawało mi się, że ze mnie szydzą i zdobyć trochę szacunku. Jestem pełny nadziei, że to się uda. Kapral nie może się mylić a ja nie chcę skończyć jak Wojtek. Chodź patrząc na niego to ja już jestem wygrany. Idę. Ku chwale fortecy!  

wtorek, 12 maja 2015

#45 Podróż

"Czasami można się zgubić i szukać za daleko..."



Żyję u w w wiecznym strachu, że coś może pójść nie tak. Wszystko zapowiadało się tak dobrze, a teraz jestem ofiarą samego siebie. Miałem dobre układy z miejscowymi kupcami. Dawali mi zniżki jeśli tego potrzebowałem. Czasami nawet dało radę wziąć coś na krechę co pozwoliło mi nie jednokrotnie rozwinąć skrzydła i zarobić krocie na towarze, na który zasadniczo nie było by mnie stać. Ty pomyślisz, że mieli do mnie zaufanie. A ja zaprzeczę. W biznesie, tam gdzie w grę wchodzi spora ilość żetonów są same grube ryby. Oni nie darzą cię zaufaniem oni wiedzą, że jak im nie zapłacisz to ich ludzie cię zdejmą i wezmą sobie sami. Dlatego jeśli nie chcą dać na krechę to po prostu nie uważają, że chce im się z tobą ewentualnie bawić w kotka i myszkę. To co dla ciebie może być być grubym wielorybem czyli takim zwierzem składającym się z wielu mniejszych ryb dla nich będzie zaledwie płotką w morzu pełnym ork. Czyli nie dam ci na krechę znaczy mnie więcej tyle, że to co na tobie potem zarobię to dla mnie nic. Wtedy ja się smucę bo ja nie zarobię moich kokosów. I tak z jasnej jak słońce strony handlu przechodzi się na ciemną stronę gdzie zasady są tylko pozornie takie same. Różnica jest jednak duża głównie ze względu, że jeśli już chodzi o miksturki o nigdy nie chodzi o małą kasę. No a jak w grę wchodzi duża kasa to nie ma już tam tak dobrych układów jak po jasnej stronie. Wszyscy są jak wilki biznesu. Czekają aż upadniesz, wyczekują twoich błędów, wypatrują ich z każdej strony, chcą cię wykluczyć. Zabierasz im część rynku, część rynku, którą mogli by posiąść gdyby tobie tak zupełnie przez przypadek powinęła się noga. Wszystko spoko ale gdybyś tak przypadkiem się komuś naraził lub wyszedł z ukrycia to też nie było by źle. I tak się kurwa stało ze mną. Nóżka się omckła, wyrżnąłem się, poleciałem jak Długi tylko, że Długi sobie nagrabił jeszcze bardziej. Sprzedałem nie to co trzeba niewłaściwej osobie. Nie mogę w zasadzie nic mówić bo o ile to w ogóle jeszcze możliwe przejebał bym sobie jeszcze bardziej. Teraz ponoszę straszne konsekwencje mojej chciwości i pogoni za żetonami. Myślałem, że jestem w tym dobry. Robiłem handel od lat. No niestety wszedłem na niezbadany grunt i poczułem się na nim zbyt pewnie. Spadłem z tego niestabilnego jak się okazało klifu. Przejechałem się. Teraz niestety muszę uciekać. Zostawić wszystko co kocham, palić za sobą mosty, kompletnie odciąć się od obecnego życia a w zasadzie od tej obecnej drogi do śmierci. Nie chce tego robić. Wolał bym zostać. Chce jednak żyć dalej a w fortecy mi się to nie uda. Nawet jeśli oszczędzili by mi życie to jedyne co potrafię robić to handel. Bez handlu bym zginął. Muszę poszukać nowego rynku, jasnego rynku. Żegnaj Felerna Forteco będę za tobą tęsknił! Nie przypuszczałem, że to się kiedyś tak skończy.

niedziela, 10 maja 2015

#44 Zakład

"Przyszłość jest znana to tylko kwestia ceny..."



Gotuję z pasją jak nam przykazano 
W posiłku odnajdę swą drogę
Bardzo pilnuję by nic nie wylano 
W pośpiechu na tą podłogę 
Ponucę barkę w miłosnym uniesieniu
Zamieszam raz jeszcze na siłę
Narysuję serce na wielkim kamieniu
I postawię obok posiłek
Wyrażam uczucia gotując potrawy
Zjedz, dowiedz się jak cię kocham

U la la U la la

Gotuj z Fernando!
Gotuj z Fernando!
Nauczę cię jak to robić!
Jak to pokochasz to się przekonasz,
ile to przyjemności!

Tell me would you kill to save a...

- Fernando!
- ...Life?
- Co?
- Dokończyłem śpiewać bo mi się wtrąciłeś.
- A dobra czaję.
- W jakiej sprawie przybywasz?
- Interesy Fernando, interesy.
- A to już wiem o co chodzi. To może najpierw jakiś ciepły posiłek?
- A chętnie. Co serwujesz?
- Jeleń z przyprawami.
- Fernando jesteś genialny. Od raza za mną chodził.
- Nie jestem genialny. Po prostu kocham uszczęśliwiać jedzeniem.
- No tak tak rozumiem.
- Chwileczkę pójdę to przygotować.
- Dobrze dobrze poczekam. Już mi ślinka cieknie.
Łabdibadubidobi zaraz zjem jelenia bez trwogi.
- Proszę bardzo Bomi.
- Mmmmm dziękuję Fernando. Jakie to pyszne.
- Bardzo mi miło. Widzę, że aż ci się uszy trzęsą.
- O tak zdecydowanie. 
Amm chrup hryz szarpu mmmm
- No dobrze zjadłem. Było naprawdę pyszne.
- Okej no to przejdźmy do interesów.
- No więc jak się pewnie domyślasz opchnąłem dziś wszystko. Jak ty?
- Ha no to zakład mój. Poszło wczoraj. Co do sztuki.
- Kurde. No ale umowa to umowa.
- Dokładnie twoje czyli dla mnie 60 procent a dla ciebie 40. Masz żetony?
- No oczywiście całą kupę.
- Dawaj. Wyłóżmy je tu wszystkie, chce to zobaczyć.
- Ja też. Jeszcze nigdy nie widziałem takiej kasy. Dobra sypię.
- Dawaj dawaj.
- O matko nie wierzę, to wszystko nasze?
- Ha no a kogo? Oczywiście, że nasze. Zarobiliśmy właśnie największą kasę w naszym życiu!
- Ja pierdole co my z tym zrobimy.
- Będziemy żyć jak pieprzone królewny. Niczego nam już nie zabraknie.
- To będzie niesamowite.
- Zostawiłeś jakoś miksturkę na świętowanie?
- No oczywiście. Najlepszy towar - mikstura posługi pańskiej.
- Uuuuła no to zaczynamy jasełka!
- A jak. No to za żetony!
- Za żetony!
- Czekaj zrób za w czasu jakiś szamunek.
- No fakt już robię. Hahahaha będzie ogień!


sobota, 9 maja 2015

#43 Widmo

"Wszyscy jesteśmy najlepsi... ale nie mówię tego o wszystkich..."



Przyszło jak gdyby nigdy nic. Prostactwo pomyślałem. O nic nie chciałem już pytać i nic już nie chciałem wiedzieć dopóki nie zerknąłem na zegar. Toć to środek nocy - pomyślałem. Było ciemno, padał deszcz i była burza. Leżałem spokojnie nie mogąc spać z nerwów i trosk nabytych podczas dnia. No i przerwane zostało moje myślenie. Usłyszałem otwierające się drzwi, zgrzyt podłogi i kroki, wolne kroki. Nie wiedziałem kto miał czelność tam wejść ale na pewno nie była to kasjerka ze sklepiku nie daleko. Ona by tak cicho nie stąpała. Poczułem strach i niepokój. Myślałem, że zbliża się mój koniec. Strach przed śmiercią był w tej sytuacji paradoksem jeśli wziąć pod uwagę to, że leżąc rozmyślałem jak by się tu zabić żeby uciec od tych wszystkich problemów napotykanych codziennie na każdym kroku. Dawno już bym to zrobił ale nie mam na tyle odwagi by się zabić. No nic trzeba czekać na chorobę. W przerażeniu wyszedłem więc z łóżka i skierowałem się w kierunku schodów. Starałem się iść jak najciszej mogę pamiętając, że problem pani ze sklepiku też mnie dotyczy. Nie wiem czy kiedykolwiek szedłem aż tak cicho. Kółeczko na mapce nawet się nie powiększało. Byłem już mokry nie wiedziałem czy iść dalej czy zacząć płakać. W życiu się tak nie bałem. Wziąłem głęboki oddech powiedziałem sobie, że dam rade i zachciało mi się płakać. Obtarłem łzy cieknące po mym policzku. Tą samą chusteczką wytarłem jeszcze nos i pot z czoła. Byłem gotowy. W dalszym ciągu słyszałem kroki. Podchodząc coraz bliżej zacząłem słyszeć nawet dość głośny oddech i to na pewno nie był mój oddech. Zszedłem po tych schodach. Słyszałem dźwięk dochodzący z salonu. Powoli skradając się pod ścianą doszedłem do wejścia i wychyliłem się powoli i delikatnie zza ściany aby zajrzeć do salonu. Zajrzałem i nagle strach ogarnął mnie jeszcze bardziej. Prawie zemdlałem. Byłem zupełnie roztrzęsiony. Słyszałem kroki, słyszałem sapanie, słyszałem mają starą skrzypiącą podłogę, ale nie widziałem nic. Nie widziałem nic co te dźwięki powodowało. Ktoś a raczej coś tam chodziło. Coś musiało tam być. Jakim cudem było nie widoczne. Nie wiem. Ten dom jest chyba nawiedzony. W tym czasie jeszcze jedna rzecz budziła moje przerażenie. Na samą myśl o tym czuje strach. Gdy zamykałem oczy widziałem inne oczy. Straszne oczy i zarazem pełne smutku cierpienia. Nie była to osoba, którą znałem. Nigdy wcześniej nie widziałem tej twarzy na oczy. I nigdy już jej nie zobaczyłem. Nie mam pojęcia o co w tym chodziło. Co to miało oznaczać. Czy ja mam pomóc tej osobie, którą widziałem i niewidzialne widmo przyszło aby przekazać mi tą wiadomość. O rany nie wiem. Właśnie płaczę. Nie mogę się uspokoić. Ta sytuacja jest nie do zniesienia dla mnie. Ani na chwilę nie mogę o tym zapomnieć. Zapamiętałem tamtą twarz, te oczy, które widziałem gdy zamykałem moje. Cały czas mam to w głowie. Nie wiem co mam ze sobą zrobić. Chyba odchodzę od zmysłów, zaczynam bzikować. To początek choroby. Jeśli to czytasz zadbaj o to by mnie wywieziono do psychiatryka. Boję się, że stanę się niebezpieczny dla otoczenia. Taka sytuacja, tyle strachu i to prawdziwego to zmienia człowieka. Rujnuje go, sprawia, że niszczeje. Zabijcie mnie zanim zabije kogoś. Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa A po za tym widmo ty szmato odkup mi ten wazonik coś mi rozbił!

czwartek, 7 maja 2015

#42 Bzdryng

"Stań na baczność i poczekaj chwilę w pociesze..."



- Ewidentnie twoja wybitna elokwencja stała się zaporą, której nie jesteś w stanie przebrnąć by pozostać prawdziwym oddanym służbie żołnierzem. 
- Panie kapralu kiedy to nie tak.
- No nie tak nie tak ale ja przecież widzę co się dzieje. Zmądrzałeś Macieju, zmądrzałeś. W wojsku potrzebujemy mądrych ludzi, żołnierz nie może być niedystyngowanym, infantylnym mężczyzną na poziomie dziecka z niedorozwojem psychomotorycznym lecz twój przypadek to niestety zakrawa o naganę. Nie można aż tak Maćku. Mądrość ma swoje granice ale poprawiać wszystkie otaczające cię osoby to bardzo niezdrowe posuwanie się po nierówni skośnej aż do całkowitego upadku w bezkres świata będącego piekłem po wydaleniu z koszarów, które są dla ciebie jak ostoja, bezpieczna pasieka, na której możesz czuć się swobodnie licząc na wzajemne zrozumienie przyjaciół cieszących się wraz z tobą pięknem natury i zachwycających się precyzją postawionych na niej wojskowych namiotów w kolorze przypominającym o czasie spędzonym w bólach... No dobrze pomińmy kwestię tego koloru, to nie jest tak istotne. Patrzysz się jak byś nie wiedział Maciej. Ja nie mam zamiaru rozmawiać na ten temat no ale pomyśl, że logicznie przecież mądryś ostatnio aż nadto. Co może się kojarzyć z brązowo zielonym kolorem?
- Sraczka?
- Macieju! Proszę się nie wyrażać. Chwila chwila... Czy właśnie powiedziałeś sraczka?
- No właśnie tak.
- To nie jest brzydkie słowo Maćku?
- Ale czym, że jest brzydkie słowo w ustach intelektualisty? Pastiszem? Próbą buntu? Szaleństwem? Przekroczeniem reguł? Czy może popisem? Jak pan uważa kapralu?
- Oj grzeszysz synu jawnym grzechem bredząc te banialuki. Powiedz mi szczerze jak podwładny kapralowi. Co ci odbiło?
- Nic mi nie jest kapralu. Melduję normalność.
- Nie popisuj się tu proszę poważną wojskową nomenklaturą ponieważ w twoich zintelektualniałych ustach brzmi to jak obraza dla wojska jak i całego narodu fortecznego chcącego by wojskowy był wojskowym a nie ciepłym pseudointelektualistą popisującym się swoim delikatnym pełnym wdzięku lekarsko-nijakim tonem głosu.
- Czemu się jaśnie kapral do mnie przyczepił? Czym ja biedny wojskowy chcący zaznać odrobiny życia w bogactwie posługując się językiem nieco wyższych lotów zaczerpniętym i poznanym nieco lepiej podczas poruszania się po bogatszej części miasta gdzie ludzie z podobną zresztą wyczuwalną sztucznością używają języka tak wysublimowanego, że skłonnym był bym uwierzyć we wszystko co zechcieli by mi powiedzieć o ile poczuli by się na tyle empatyczni by choćby tylko słowo zamienić z taką ofiarą będącą jak pryszcz na ich idealnie pięknym i gładkim jak skóra kobiety społeczeństwie.
- Maciej!
- Tak?
- Co ty chłopcze opowiadasz. To ty jesteś od nich lepszy, to ty jesteś po to by bronić ich nędznych i słabych na wypadek wojny. Nie masz powodu by czuć się od nich słabszy. Jesteś silniejszy. Nie potrzebujesz bogactwa by chcieć bronić swojego kraju i w tym leży twoje piękno. Oni wszyscy są brzydcy. To brzydota schowa pod przykrywką idealnego ciała. Idź tam w mundurze. Gwarantuję ci, że nie będziesz się czuł gorszy. Sami zechcą z tobą porozmawiać by żyć z tobą w zgodzie a byś to własnie ty o nich dbał i mówiąc kolokwialnie uratował im dupę w potrzebie.
- Na pewno mam tam iść?
- Tak, to rozkaz!
- Tak jest panie kapralu!
- Odmaszerować!

wtorek, 5 maja 2015

#41 Mama

"Kto cię przytuli jak nie będziesz chciał..."



- Edi, czy możesz tu przyjść na chwileczkę?
- No pewnie mamusiu już lecę.
- Eduś pomóż mi otworzyć ten słój, nie mam siły.
- Jaki problem mamo. Klik. O proszę bardzo.
- O dziękuję. Mój silny syneczek. Cmok.
- Mamo przecież nie jestem już dzieckiem.
- Oj Edi ty zawsze będziesz moim synkiem.
- No tak ale nie musisz mnie tulić i cmokać.
- Mama zawsze możne cmoknąć swoje dziecko. Potem urośniesz i co.
- Ale ja już raczej nie urosnę mamciu.
- No dobrze ale dla mnie zawsze będziesz malutki.
- O rety.
- Pamiętam jak cię rodziłam. Ale to niemożebnie bolało o rany julek.
- Mamo proszę cię.
- Co nie mogę ci poopowiadać jak byłeś mały. Pamiętam jak cię nosiłam godzinami żebyś wreszcie zasnął bo nie chciałeś za diabła mi spać no. Myślałam, że się wykończę z tobą. Już cię chciałam medycznie uśpić.
- Mamo!
- No przecież żartuję. Jak mogła bym to zrobić. Do głowy by mi to nie przyszło.
- No myślę, bo nie chciałabyś potrzebować respiratora kiedyś.
- Hola hola Eduś spokojnie. Gwarantuję ci to.
- No luz ja też żartowałem.
- Ufff. A powiedz mamusi, oglądasz się za jakimiś dziewczynkami.
- Jeny mamo co to za gadki. Ja lepiej pójdę do pokoju.
- Nie możesz z mamusią porozmawiać?
- Nie chce mamo. Idę już.
- No dobrze dobrze.
O rety kotlety. Ja naprawdę kocham moją mamę no ale czasami przesadza. Mam wrażenie, że inne matki traktują jednak dzieci z większą powagą nić moja. Ja rozumiem, że byłem mały no to dobrze może chciałem żeby mnie tam przytuliła czy coś no ale teraz. Teraz przecież jestem duży i po za tym nie zapominajmy, że to ja mam być tym, który uratuje fortecę tak. No chyba nie powinienem być traktowany jak dziecko. Ale tak czy siak mam do niej ogromny szacunek i kurde no jest spoko nie. Tylko czasami ciężko się dogadać. No i po co ona mi mówi o bólu przy porodzie, czy to jest takie ważne. Dobrze, że nie zaczęła opowieści jeszcze wcześniej bo to już by było pociśnięte na maksa. Ale jak lubi. Kim ja jestem żeby jej zabraniać o czymś mówić. Muszę kochać taką jaką jest innej przecież nie da się mieć no i nawet bym nie chciał no nie. Kto cię pokocha bardziej niż matka? Nie wiem. Tyle tajemniczości w tej nieskończoności. Mama jest skarbem, którego wolisz nie zakopywać.

niedziela, 3 maja 2015

#40 Kolejny

"Pamiętaj aby zawsze wrócić..."




Dziś zajrzymy do kontynuacji wczorajszej powieści. Z faktów, które wczoraj nie zostały podane należało by wspomnieć, że chłopiec pisał tę powieść podczas emigracji na zachód. Łączy się to z faktem iż powieść nie została dokończona. Pisanie przerwał oczywiście powrót z tejże emigracji. Czy kiedyś zostanie dokończona? Tego prawdopodobnie nie wie nikt. Wszystko wskazuje jednak, że chłopiec ten zajmuje się już tworzeniem czegoś innego. Przenieśmy się zatem w ten pełen smutku i żalu świat. Można by dywagować czy to emigracja miała wpływ na taki a nie inny klimat lecz moim zdaniem nie ma co pieprzyć bo raczej tak nie było. Podobno całkiem dobrze się tam bawił. Jutro w fortecy uczniowie piszą taki egzamin, w którym pewnie kazano by im tak napisać ale co tam. Wypada więc jeszcze oczywiście powiedzieć. Powodzenia dzieciaczki!

Ważna Informacja!
Niestety remont drogi uniemożliwia posłańcowi dowiezienie tekstu. Będzie jak się uda. Uda? No spoko są.

Dobra dotarł debil to zapraszam do czytania.

Duchy i Wilkołaki - Koniec Świata  II

Rozdział I
                  Zabicie Andrzeja poprawiło sytuacje świata. Duchy nie atakowały przez pełne 10 lat. Miasta zdążyły się przez ten czas naprawić ludzie, którzy dowiedzieli się o tragedii zdarzyli już o niej zapomnieć i rozpoczęli dalsze życie. Andrzej cały czas leżał obok grobu swojej matki z głową zmiażdżoną na imadle, ponieważ miasta nikt już dawno nie odwiedzał. Jego zwłoki jednak się nie rozkładały, precz przeciwnie Andrzej nawet czasami przekręcał się na drugi bok. W końcu gdy minęło 10 lat od jego śmierci obudził się z zmiażdżoną głową i nie pamiętał nawet tego ze nie żył. Pamiętał jednak wszystkie pozostałe wydarzenia, które miały miejsce. Gdy doszło die niego ze skoro ma zmiażdżoną głowę to na pewno nie żył. To zrozumiał, że zabił się dla tego żeby zapobiec atakom duchów. Nagle poczuł silny ból w głowie. Nie wiedział co to mam być przecież właściwie to nie miał już głowy. W tym samym momencie usłyszał też przerażający hałas. Były to krzyki duchów i tupot wilkołaków. Biegły one w kierunku Andrzeja. Andrzej nie przejmował się tym ponieważ wiedział, że nie da się go zabić. Duchy i Wilkołaki zatrzymały się jednak przed Andrzejem i powiedziały do niego chórem “witaj Andrzeju dlaczego chciałeś się zabić?” Andrzej odpowiedział, że dlatego żeby uniknąć ataków. Wtedy one powiedziały, że to nie jest sposób. Dodały, że jedyny sposób zdradza mu jeżeli po jednym dniu treningu będzie w stanie okiełznać wilkołaka, jeżeli jednak go nie pokona to ataki będą kontynuowane i tak dojdzie do zniszczenia świata. Andrzej wiedział, że nie ma nic do stracenia wiec przyjął zakład. Rozpoczął trening od razu. Na drugi dzień musiał już stanąć do walki z wilkołakiem. Walka rozpoczęła się dokładnie za 24 godziny od rozpoczęcia treningu. Jej zasady były bardzo proste - można robić wszystko byle wygrać. Andrzej był przygotowany na to ze przegra. Walka cały czas układała się jednak na to ze wygra Andrzej. I tak tez się stało. Walka wygrana powiedział Andrzej teraz dacie już spokój reszcie świata. Duchy odpowiedziały jednak, że maja dla niego dwie opcje albo dadzą spokój światu. Albo przywrócą to co już zniszczyły a zniszczą cała resztę świata. Andrzej był zmieszany, zupełnie nie wiedział co ma zrobić. Po kilku chwilach zastanowienia wybrał drugą opcje, ponieważ wiedział, że wtedy odzyska cala swoja rodzinę. Gdy powiedział swój wybór duchom one natychmiast przywróciły wszystko co zniszczyły a Andrzej znalazł się wśród swojej rodziny. Po kilku miesiącach normalnego już życia zaczął się zastanawiać czy duchy faktycznie zniszczyły cala resztę świata czy możne nie. Ciekawość nie dawała mu spokoju wiedział jednak, że nie może tego w żaden sposób sprawdzić, ponieważ nie wie czy duchy nie zaatakują kolejnych miast gdy Andrzej się w nich pojawi. Andrzej nie musiał się długo zastanawiać, ponieważ w wiadomościach w telewizji słyszał o tym jak żyje się w tamtych miastach i wtedy miał pewność, że duchy oszczędziły świat. Ale nie wiadomo czy jeszcze si nie zemszczą.


sobota, 2 maja 2015

#39 Mit

"Nigdy nie zapominaj o przeszłości bo nie warto..."




Dziś w w fortecy zajrzymy do literatury tworzonej przez tutejsze "zdolne" dzieci. Przedstawiona dziś powieść "Duchy i Wilkołaki - Koniec Świata" została napisana 5 lat temu przez wówczas 14 letniego chłopca. Nasi forteczni literaci poprawili w niej błędy ortograficzne co by się łatwiej czytało. Wszystko dla wygody czytelnika. Miłej lektury życzy burmistrz Fortecy.


Duchy i Wilkołaki - Koniec Świata

                   Pewnego dnia 10 osobowa grupka dzieci w wieku 12 lat wyjechała na obóz do lasu. Wyjechali o godzinie 12 w południe na miejscu byli o godzinie 13.40. W lesie znaleźli polane, na której rozbili swoje namioty. Następnie poszli na spacer. Na spacerze po lesie jeden z chłopców o imieniu Romek zobaczył w lesie jakieś dziwne czerwone oczy wystające zza drzew strasznie się wystraszył. Powiedział o tym pani jednak ona tylko się zaśmiała i to olała, krótko mówiąc miała to w dupie. Po godzinnym spacerze wrócili na obiad. To co zobaczyli było straszne. Po obozie chodziło stado wilkołaków, które przewracały wszystko co znajdowało się na ich drodze. W końcu zobaczyli również dzieci. W mgnieniu oka po całej grupie zostały tylko kości i wszelki ślad o nich zaginął. Ale czy na pewno?

Rozdział 2                   
                  Dwa lata później grupa młodzieży pojechała złożyć znicze i kwiaty na miejsce tragedii.  Krzyż postawiony na tamtym miejscu od czasu tragedii jest pełen zniczy i kwiatów. Grupa składając kwiaty zauważyła coś dziwnego. Były to duchy dzieci które zginęły w tym miejscu. Wisiały one w powietrzu i przerażonym wzrokiem patrzały na osoby składające kwiaty. Gdy ludzie zaczęli się rozchodzić duchy zaczęły nawoływać ich słowami “Wróccieeee tuuuu”. Mówiły to takim głosem, że ludzie jednocześnie bojąc się bardzo wrócili pod krzyż. Wtedy duchy opadły na ziemie i zaczęły biegać wokół zgromadzonych ludzi i krzyczeć “aaaaa”. Nagle duchy krzyknęły “terazzz”i zbiegło się stado dzikich wilkołaków, które zażarły zgromadzonych ludzi. Wszystkich oprócz kierowcy autobusu, który ich przywiózł. Jednak kierowca również nie wrócił do domu na miejscu tragedii popełnił samobójstwo, wyrwał sobie serce, które następnie duchy rzuciły na pożarcie wilkołakom.

Rozdział 3  
                   Miejsce tragedii na długie lata pozostało nie odwiedzane przez ludzi. Dopiero po piętnastu latach jeden człowiek o imieniu Andrzej odważył się pójść w tamte okolice i porozmawiać z duchami. Wtedy jednak nie było już tam tak samo. Nad okolicą latały ciemne chmury, które budziły przerażenie a duchy stały na ziemi wokół krzyża, na którym były już tylko spalone kwiaty i kości wilkołaków. Andrzej postanowił porozmawiać z duchami jednak te nie wypowiedziały ani słówka. Kołysały się tylko na boki i trzymały ręce w górze jakby mieli jakiś seans czy coś. Jednakże Andrzej przyglądał im się dalej. Po 20 minutach zwrócili na niego uwagę ale i tak tylko się na niego patrzyły przerażonymi oczami. Andrzej nie wiedział co to ma być, nie wyobrażał sobie, że kiedyś zobaczy coś takiego na własne oczy. Jeden z duchów przemówił, powiedział “zostawcie nas w spokoju m y nie potrzebujemy żadnych odwiedzin”. Andrzej przemilczał to. Nagle obejrzał się za siebie i zobaczył stado pędzących prosto na niego wilkołaków ale został na miejscu, wiedział, że jeśli chcą go atakować to i tak go dogonią. Wilkołaki dobiegły jednak nie atakowały Andrzeja. Podeszły do duchów przykucnęły, a duchy wsiadły ima na grzbiety a następnie ruszyły w stronę polany i zniknęły w lesie. Andrzej tez zwinął się z tego dziwnego miejsca.

Rozdział 4
    W drodze samochodem jadąc leśną drogą Andrzej widział wilkołaki biegnące w tą sama stronę co on, niestety jednak w stronę miasta. Po chwili Andrzej nie widział już ich pobiegły do przodu bo były szybsze. Andrzej dojechał do miasta, które wilkołaki zamieniły w jeden wielki koszmar. Całe życie wymarło. Jedynym żywym był Andrzej. Objechał dla pewności w celu poszukiwania jakiegokolwiek życia w mieście. Nie znalazł nic. Andrzej był załamany i czuł się temu winny.

Rozdział 5
   Od tragedii minęło 10 lat i nadal jedyną osobą, która o tym wiedziała był Andrzej, który postanowił to zmienić. Ruszył się ze starego cuchnącego nawiedzonego cmentarza na którym sypiał toż przy grobie swojej mamy. Pojechał do miasta oddalonego o 150 km, w którym znalazł życie. Tam powiedział o tym redakcji tamtejszej lokalnej gazety aby informacja ta trafiła do większej ilości ludzi. W jednym momencie dowiedziało się o tym całe miasto. Niektórym od razu wpadła do głowy myśl, żeby tam pojechać i tak tez zrobili. Już następnego dnia pojechali autobusem na miejsce tragedii. Gdy wysiedli duchy robiły dokładnie to samo jak w opowieściach Andrzeja i tak samo tez się stało. Kolejne miasta na ich drodze zostały zniszczone.

Rozdział 6
   W tedy Andrzej zrozumiał ze najlepiej zostawić tamto miejsce w spokoju i zacząć nowe życie w innym dalekim mieście, w którym istnieje życie. I tak zrobił. Pojechał daleko do Komparikowa i tam zaczął życie od nowa. Było mu tam bardzo dobrze, miał zonę, dzieci i dobrą prace. Jednak jego szczęście nie trwało długo bo zaledwie 8 lat. W tedy w nocy przyszły do niego tamte duchy. Zabiły mu rodzinę i cala resztę miasteczka też. Jednakże znów oszczędzili Andrzeja.

Rozdział 7
   Andrzej postanowił skończyć z tym raz na zawsze. Miał jednak nie mały problem. Gdyby wrócił tam na miejsce tragedii to duchy znowu by zaatakowały. A jeśli by się zabił to problemy by się skończyły. Ale czy na pewno? Kto to wie. Dlatego #Andrzej postanowił się z tym nie bawić i zabić w tym momencie nie wiedział jednak jak. Wymyślił jednak całkiem niezły sposób zmiażdżył sobie głowę na imadle.


Rozdział 8
              Faktycznie zabicie się Andrzeja rozwiązało problemy. Tylko czy na zawsze? Okazuje się, że nie.

Koniec części pierwszej

Cóż za wspaniałe opowiadanie. I odpowiadając na pytanie przelatujące teraz pewnie w twojej głowie. Tak jest druga część. Do zobaczenia wkrótce!



piątek, 1 maja 2015

#38 Dyliżans

"Proste marzenia a tak trudne do spełnienia..."




Mam takie marzenie. Chwila tylko pójdę po parówkę bo mam super sos do niej z przyprawami... Dobra mam. No więc mam takie marzenie. A przepraszam bo ja się nie przedstawiłem no to nazywam się. A właściwie to jeszcze w pierwszej kolejności spieszę poinformować, że od dziecka trochę się gubię w tym co chce przekazać i trochę pierdziele i w ogóle tak czasem zamotam więc jak by co było nie zrozumiałe to ja bardzo przepraszam no ale to tak jakby obwiniać downa, że się dziwnie na ciebie patrzy nie. No takie uwarunkowanie genetyczne. On już nie zmieni tego spojrzenia taki ma system. Czasami jak wiadomo jeden chromosom mniej lub więcej może nieźle namieszać. I już taki człowiek nie będzie normalnie normalny. Co w cale nie oznacza, że się z nim nie dogadasz. Dogadasz się i to może być nawet całkiem śmieszne. Oni zdecydowanie mają swój świat. To znaczy zasadniczo no żyją w tym samym ale wiecie postrzegają go pewnie trochę inaczej. Tak jak zresztą daltoniści. Ale o nich nie pogadam bo jakoś nigdy się nie zagłębiałem w historię powstania daltonizmu więc się w ogóle nie chce wypowiadać na ten temat nie znając podstaw bo bez solidnych podstaw nie da się nic zbudować a już tym bardziej sensownej wypowiedzi. Byli byśmy słabi jak ten gołębnik starego Masona. Chciał na górze prawda na balach postawić no bo zgapił od sąsiada nie. Ale co sąsiad w porządne bale zainwestował bo się zna na rzeczy i w gówno się nie pcha jak chce mieć porządnie zrobione to stary Mason wziął jakieś stare kłody byle jakie i myślał, że mu się to utrzyma na tym a tu lipa. Gołębie zaczęły się tam podrywać, dzikować i nie umiały z dupą usiedzieć i proszę wszystko trafił szlak bale pizgły w cholerę gołebnik runął, wszystko się połamało gołebie niektóre umarły jak ludzie w takiej innej tragedii reszta co została to uciekła no bo już nie miały gołębnika gdzie wrócić i został z niczym. I był płacz i zgrzytanie zębów, ale co mu to dało nic mu nie dało już za późno było na płacz jak tyle stracił roboty i gołębi to już mu na pewno nikt nie zwróci. Zresztą in już się chyba przestał w te gołębie bawić. Tak jak z moim młodym każdą zabawką się w trymiga przestaje bawić. Wszystko się urwisowi nudzi prawie zaraz po kupieniu no toć to ręce opadają jak się na to patrzy. Żetonów człowiek na wydaje, zabawków nakupi dla pociechy. No bo co no swojemu nie odmówisz. A on chwilę i już kręci nosem. To samo z jedzeniem na wszystko kręci. Nic mu nie pasuje. Kiedyś wszystko umiał zjeść teraz to po prostu szkoda gadać. Fasola nie, groch nie, szpinak nie, kotlet nie, no wszystko normalnie nie. Czasami to już człowiek ma ochotę normalnie po ludzku zdzielić. No nie che jeść, nie chce słuchać. No jedna wielka udręka, ale kochany jest. Czasem pilota poda czy coś przyniesie. Ale czasem. Ojj biada jak bym chciał za często to pyskiem podziękuje za całą troskę co mu człowiek okazuje. I się nie uczy no ja już nie chce przeciągać bo właściwie tylko w jednym zdaniu chciałem. No ale się gzub nie uczy. Nie chce i koniec. On może doły kopać bo mu się teraz kopanie podoba. No ja jestem ciekaw jak mu się będzie kiedyś podobać jak mu się łopata znudzi po jednym dniu tak jak ten szpadelek co mu ostatnio kupiłem bo tydzień jęczał. A ja bym chciał tylko jednej rzeczy jednej jedynej. Aha no ale się nie przedstawiłem. I tak sie rozgadałem a chciałem tylko to powiedzieć. Nazywam się Jan Kochanowski marzę i dyliżansie.